03.06.2025
Od trzech lat możemy obserwować bardzo ciekawe, a początkowo też niespodziewane zjawisko, jakim jest wielka, chińska ekspansja w transporcie za naszą wschodnią granica. Najpierw objęło to rynek samochodów ciężarowych, który został już w Rosji i na Białorusi kompletnie zdominowany przez chińskich producentów. Teraz mówi się natomiast o kolejnym etapie, którym jest najazd chińskich przewoźników, biorących się nawet za wykonywanie nielegalnego kabotażu.
Wszystko zaczęło się w ubiegłym roku, gdy chińscy przewoźnicy przestali tylko podstawiać ładunki na kazachską granicę, zamiast tego biorąc się za wykonywanie przewozów w głąb Rosji, a nawet Białorusi. Pojawili się tam naprawdę na szeroką skalę, na co pokazywałem wiele różnych przykładów ze zdjęciami (na przykład tutaj lub tutaj). I właśnie przy tej okazji pojawił się problem, na który zwracają teraz uwagę transportowe media zza naszej wschodniej granicy. To fakt, że Chińczycy pokonują olbrzymie dystanse, czasami dochodzące nawet do 10 tys. kilometrów w jedną stronę, a przy tym mogą zmagać się z brakiem ładunków na powrotach. W odpowiedzi sięgają więc po nielegalny kabotaż, wykonywany na dalekobieżnych trasach wewnątrz Rosji.
Jak donoszą lokalne stowarzyszenia przewoźników, obecność firm transportowych z Chin starała się naprawdę zauważalna. Padają przy tym stwierdzenia, że chińskie ciężarówki zabierają krajowe, dalekobieżne ładunki o średnio 20 procent taniej niż zrobiliby to najtańsi przewoźnicy rosyjscy. Mowa przy tym o stawkach rzędu 60-70 rubli za kilometr pełnowymiarowym zestawem, w przeliczeniu jakieś 3 złote lub 70 centów. W ekstremalnych przypadkach potrafią jednak pojechać jeszcze taniej, nawet o 50 procent poniżej rosyjskich kosztów. Wynika to ze znacznie niższych wynagrodzeń uzyskiwanych przez chińskich kierowców, a także z dostępu do znacznie tańszego sprzętu. W końcu Chińczycy często jeżdżą dzisiaj tymi samymi ciężarówkami co Rosjanie, ale dla nich jest to sprzęt krajowy, przez co znacznie przystępniejszy w zakupie i serwisowaniu. Poza tym Rosjanie twierdzą, że chińskie firmy nie boją się żadnych regulacji, łamiąc przepisy nie tylko w zakresie kabotażu, ale też chociażby przeładowywania zestawów.
Czy w krajach Unii Europejskiej może czekać nas podobny scenariusz? Jak na razie wydaje się to mało prawdopodobne, między innymi przez bariery wizowe wobec chińskich kierowców ciężarówek.Jeśli jednak chińskie ciężarówki zaczną swobodnie wjeżdżać do krajów unijnych – czego osobiście spodziewałbym się za kilka lat – problemy z nielegalnym kabotażem lub nielegalnymi przerzutami mogą stać się jak najbardziej realne, chociażby na trasach między Beneluksem a Polską lub Litwą. Skoro natomiast Chińczycy mogą być o 20 procent tańsi od krajowych przewoźników rosyjskich, aż strach pomyśleć jak bardzo byliby w stanie zaniżyć stawki na unijnym rynku…
źródło: www.40ton.net