Jedna literka mniej w adresie e-mail i... ładunek przepadł

08.10.2025

Kolejny przykład, który pokazuje, że mimo rosnącej świadomości i liczncyh ostrzeżeń oszuści, wciąż skutecznie wykorzystują nieuwagę, rutynę i brak procedur weryfikacji. Branża transportowa, choć oraz bardziej cyfrowa, nadal daje się złapać na proste, znane od lat metody podszywania się pod legalnych przewoźników, a każda taka pomyłka kosztuje niekiedy setki tysięcy euro.

O oszustwach w transporcie pisze od ponad dekady. Jego analizy, komentarze i praktyczne wytyczne od lat pojawiają się w branżowych czasopismach i sieci. Jerzy Różyk, ekspert CDS, od lat ostrzega przewoźników i spedytorów przed metodami działania oszustów. Każdy klient jego firmy otrzymuje dokładne instrukcje, jak weryfikować kontrahentów, rozpoznawać fałszywe konta i chronić się przed utratą ładunku. Jak przyznaje sam ekspert mimo ciągłej edukacji i licznych ostrzeżeń, branża nadal nie wyciąga wniosków. Ostatni przykład, o którym opowiada, dotyczy utraty ładunku wartego blisko 200 tysięcy euro.

- Wystarczyło spojrzeć dokładnie na adres e-mail – w oryginale był myślnik, w fałszywym go brakowało. To wszystko. Wystarczyło jedno niedopatrzenie i oszuści przejęli zlecenie opisuje Jerzy Różyk.

Ten przypadek nie jest wyjątkiem. W ostatnich miesiącach coraz częściej dochodzi do utraty ładunków poprzez podszywanie się pod legalnych przewoźników na giełdach transportowych. Oszuści wykorzystują dobrze przygotowane profile, kopie licencji i podrobione dokumenty, a kontakt mailowy lub przez komunikator wygląda w pełni profesjonalnie. Straty finansowe to tylko jeden z wymiarów problemu. Każdy taki przypadek uderza również w reputację firmy, relacje z klientami i zaufanie rynku. Jerzy Różyk zwraca uwagę, by przedsiębiorstwa transportowe traktowały edukację w zakresie bezpieczeństwa tak samo poważnie, jak inwestycje w sprzęt czy paliwo.

Więcej informacji 

źródło: www.etransport.pl