22.12.2025
Przewoźnicy drogowi domagają się pomocy rządu w uwolnieniu pojazdów z białoruskiego aresztu.
Białoruskie władze bezprawnie aresztowały samochody (ciągniki i naczepy) na litewskich numerach. Nie pozwalają na ich wyjazd, obciążając właścicieli kosztem parkingu celnego w wysokości 120 euro dziennie.
Część naczep na litewskich rejestracjach należy do polskich przedsiębiorców. Taka kombinacja powalała wykonywać im przewozy bez kosztownego przeładunku nawet wtedy, gdy Białoruś zakazała samochodom z polskim rejestracjom wjazdu w głąb kraju.
Po Białoruś podgrzała stosunki z Litwą, rejestracje litewskie okazały się obciążeniem. Wszystkie samochody z litewskimi rejestracjami są aresztowane przez władze w Mińsku. Krajowe Stowarzyszenie Przewoźników „Linava” szacuje, że uwięzionych jest na Białorusi 2750 naczep.
Ani w przód, ani w tył
W przypadku polskich podmiotów może to być kilkaset a nawet tysiąc naczep. Dokładne liczby nie są znane. Samo stowarzyszenie przewoźników z Białej Podlaskiej szacuje, że jego członkowie mają na Białorusi 71 naczep i cztery zestawy (ciągnik siodłowy z polską rejestracją z naczepą na białoruskich „blachach”).
Przedsiębiorcy podkreślają, że nic nie da wyprowadzenie z Białorusi samego ciągnika, bo i tak zostanie tam naczepa. Niektóry pojechali na Białoruś z próbnymi polskimi tablicami na uwięzione naczepy, ale Białorusini nie zgodzili się na wymianę tablic.
Pojazdy stoją na Białorusi od 40 dni, opłaty „parkingowe” sięgają 5 tys. euro za każdy pojazd. Przewoźnicy obawiają się, że należności przekroczą wartość pojazdów i nie wiedzą jak z tej sytuacji wyplątać się. – Zobowiązania białoruskie doprowadza do tego, że będziemy musieli zamknąć firmy – alarmuje Tomasz Borkowski z firmy Bor-Tom. Dodaje, że od czterdziestu dni każdy zbywa apele firm o rozwiązanie patowej sytuacji. – Wolałbym usłyszeć „nie chcemy rozmawiać z wami, radźcie sobie sami” niż żyć w niepewności – zaznacza Borkowski.
Wielkość zobowiązań, których domagają się od polskich form władze białoruskie może wynosić od 3 do blisko 10 mln zł. Tymczasem dług powiększa się z każdym dniem. – Narasta na osobę fizyczną i firmę, a jako właściciel nie możemy mieć zakazu wjazdu gdziekolwiek, bo w transporcie zdarzają się różne sytuacje – podkreśla przewoźnik Jacek Sokół.
Prostego rozwiązania problemu nie widać. – Jeśli Białoruś nie odda naczep, nie możemy ich tam sprzedać, bo naruszymy sankcje – wskazuje przewoźnik Paweł Mączka.
Przedsiębiorcy uważają, że rząd zrobił błąd otwierając bez żadnych warunków terminal graniczny w Bobrownikach. Twierdzą, że powinien był wymóc na Mińsku przepuszczenie pojazdów.
Państwo nie zachęca do jazd na Białoruś
Przedsiębiorcy uważają, że w tej sytuacji rząd powinien przyznać rekompensaty, szczególnie istotne dla małych przewoźników, którzy potracili na Białorusi nawet po 80 proc. taboru.
Potrzebna jest także pomoc Ministerstwa Infrastruktury. – Niektórym ciągnikom kończą się badania techniczne i chodzi o to, aby w razie powrotu pojazdów do kraju, mogły dojechać na badania – zaznacza przewodniczący Komitetu Obrony Przewoźników i Pracodawców Transportu z siedzibą w Siedlcach Rafał Mekler.
Dodaje, że państwo szykanuje firmy jeżdżące na Białoruś. – Zauważalne są drobiazgowe kontrole w Kukurykach. Straż Graniczna wystawia kierowcom mandaty po 100-200 zł za zupełne drobiazgi, np. za wyblakłe od słońca odblaski. Masowość tego zjawiska ma charakter nękania. Podobnie jest z wysokimi karami na terminalu w Koroszczynie za niewielkie przekroczenie wagi. Mandat potrafi sięgać 6 tys. zł za kilkaset kilogramów przekroczenia masy pojazdu – podaje przykłady Mekler.
Źródło: www.logistyka.rp.pl